Sam blog powstał już bardzo dawno temu, ale teraz w końcu jest czas by go prowadzić. Zainspirowałą mnie do tego moja pierwsza wyprawa. Na blogu będą pojawiać się różne tematy powiązane z rekonstrukcją historyczną. Nie mam zamiaru tutaj narzekać, tylko prowadzić tutaj dziennik i dzielić się swoimi przemyśleniami.
***
Pomysł średniowiecznych wypraw pojawił pośród znajomych z lokalnej grupy się już baaardzo dawno temu, było kilka nieudanych prób, długie planowanie i ostatecznie porażka. Jednak razem z Michałem, który również będzie współtworzył tego bloga, postanowiliśmy wybrać się w podróż. Sam pomysł by wkońcu zrealizować podróż narodził się jakieś dwa tygodnie temu, a ostatecznie zatwierdzony został dzień wcześniej. Michał skrupulatnie przygotowywał się do wyprawy dzień wcześniej. Ja pakowałem się na moment przed wyjsćiem i nie miałem czasu na pstrykanie zdjęć jak on.
Naszym celem było jezioro Niedźwiedź położone w Zaborksim Parku Krajobrazowym. Dosyć popularne wśród miejscowych, ale z racji tego, że nie ma jeszcze sezonu kąpielowego i jest ono oddalone od "cywilizacji" to wybraliśmy właśnie je. Początek był bardzo przyjemny ( o ile nie liczyc przeciekającego bukłaku, który oprożniliśmy 5 minut po wyjsciu z domu), po jakiejś godzinie czy półtorej marszu jedynymi śladami cywilizacji były ślady samochodów i gdzieniegdzie śmieci, ktróe jak to ktoś powiedział " Docierają wszędzie".
Jak widać na początku byliśmy pełni zapału i sił. Co zresztą widać po minie Michała na zdjęciu. Przez pierwszą godzinę wędrowania podmokłymi terenami komary były straszną plagą. Jednak po całych chmarach zostało jedynie kilka ukąszeń. Nie spieszyliśmy się więc zmęczenie i znużenie przyszło dopiero po dwukrtonym zawracaniu w lesie i końcem końców wędrowaniem nie lasem, a wzdłuż jego linii. Spotkaliśmy dwie czaple, które narobiły sporo hałasu. Wcześniej zdążyliśmy w przerwie zwiedzić ambonę i popstrykać trochę głupich zdjęć. Na nich humor dopisuje bo to było jeszcze przed bładzeniem.
Cel wyprawy osiagnęliśmy po około pięciu godzinach marszu. Nic nie opisze tej radości po odnalezieniu właćiwej drogi do jeziora. Marzeniem było by się wykompać, ale niestety jest na to za wcześnie.
Podsumowując zrobilismy ponad 30 kilometrów, droga trwała lacznie 8 godzin. Zabraliśmy ze sobą, jabłka chleb i szynkę. Najbardziej doskwierał nam brak wody, ale byliśmy tego w pełni świadomi, że będzie to problemem. Daliśmy jednak radę mimo, że gdyby trasa była o polowę krótszą była by o wiele przyjemniejsza. Następna wyprawa za kilka tygodni gdy nadrobimy braki w wyposażeniu.