sobota, 6 grudnia 2014

O rzemiośle i kilka słów o modzie.

   Idąc za ciosem dziś kolejny post. Tamten wyjątkowo dobrze przyjęty bo doczekał się komentarza, niestety większość dyskusji odbyła się na zamkniętym forum, ale przemyślenia były bardzo podobne do moich. Mianowicie nie tylko ja poszukuje tej pełni radości z hobby. Na forum projektu Volk padła propozycja wyjazdu do Nykobing jako lekarstwa na moje rozmyślania. Mam nadzieję, że kiedyś w końcu uda mi się tam dotrzeć i skonfrontować to miejsce z moimi oczekiwaniami. Nie są one wygórowane, do szczęścia wystarczy mi szpadel i ogródek do przekopania. Bo to czego chciałbym spróbować a do tej pory nie miałem okazji, to odciąć się od teraźniejszości i zając się problemami życia codziennego jak nieprzekopany ogródek. Co ciekawe to takie ogrody w średniowiecznych miastach są rzeczą bardzo popularną, zakładane najczęściej na końcu długiej parceli. Obsadzone drzewami owocowymi z wytyczonymi grządkami. Ich obecność można zaobserwować głównie na XVI wiecznej ikonografii przedstawiającej miasta o pochodzeniu średniowiecznym. Jednak nie to będzie tematem tego wpisu, lecz rzemiosło. Wciąż będziemy poruszać się w tematyce około krawieckiej. Od ostatniego wpisu przedstawiającego moje poczynania minęło już całkiem sporo czasu, pod tym względem wciąż próbuje się rozwijać. Projekty z których jestem najbardziej dumny to dwa w pełni ręcznie szyte ubrania.

    Po pierwsze robe. Wzorowane na kroju tuniki H. 63 z Grenlandii, jednak ze znacznymi uproszczeniami – brak kołnierzyka i mniejsza liczbą guzików, których miało być więcej, ale jeszcze się nie zrobiły. Tak to jest jak się coś robi na chwile i zostaje już na dłużej. Było to pierwsze moje podejście do tak krojonego ubioru i niestety nie obeszło się bez błędów. Robe to miało także pełnić funkcję ubioru na przeszywkę więc w założeniu miało być obszerne i wyszło obszerne a wręcz zbyt obszerne w klatce piersiowej kosztem szerokości od pasa w dół co nie daje dobrego efektu rozkloszowania i w przypadku nieprawidłowego spięcia się paskiem wygląda moim zdaniem bardzo brzydko. Uszyłem je przed Wielkanocą i nauczyłem nosić w miarę dobrze więc na zdjęciach z wakacji prezentuje się całkiem dobrze.




    Kolejny element ubioru z którego jestem bardzo dumny to sukienka Eweliny, wzorowana na ikonografii z końca XIV wieku, a krój inspirowany męską tuniką z Bocksten. Była to już piąta sukienka jaką szyłem, ale co najgorsze jeszcze nie osiągnąłem w pełni tego co zakładałem. Może brzmi to jak anty reklama ale non progredi est regredi. To co sprawia, że jestem z niej taki dumny to ręczne szycie, którego jest w damskich ubraniach całkiem sporo, ale materiał jest świetny i doskonale się go szyło. PS. Zdjęć lepszych nie mam bo Ewelina bardzo lubi uciekać przed robieniem jej zdjęć na szczęście Maciejowi raz na Świecinie się udało.

   

   Tak naprawdę to głupio było by nie wspomnieć o sukience którą uszliśmy razem z moją siostrą. Jest to 4 sukienka, którą uszyłem i jestem z niej całkiem zadowolony. Krój i model zupełnie taki sam jak tej powyższej. Myślę, ze prezentuje się naprawdę dobrze :)



     Korzystając z okazji może kilka słów o tego rodzaju sukienkach. Są to suknie spodnie zwane w literaturze przedmiotu cotte simple. Typowy ubiór damski pojawiający się od połowy XIV wieku. Tego typu ubiory w kobiecej modzie jak sama nazwa wskazuje są pierwszą warstwą, na którą zakładano suknie wierzchnie jak surcoty czy cotteradhie. Jednak równie dobrze mogą być używane jako jedyna suknia. Przedstawione modele nie sa jakieś bardzo wypasione. Jeśli miałbym połączyć je z jakąś klasą społeczną to raczej tą średnią jak mieszczaństwo czy biedniejszy stan szlachecki. Mimo swojej prostoty i kolorów w których wełna występuje naturalnie to są one modnie dopasowane. Więc założenie do nich nałęczki i odpowiednia fryzura ( co widać na zdjęciu powyżej) tworzy z nich już całkiem elegancki komplet. Do tego np surcot i już jest bardzo elegancko. Po więcej informacji na temat mody odsyłam do książek.
Crowfoot, E., Pritchard, F., Staniland, K., 2006. Textiles and Clothing, C.1150-c.1450. Boydell Press.
Gutkowska-Rychlewska, M., 1968. Historia ubiorów. Zakład Narodowy im. Ossolińskich.

   Radził bym nie traktować ich jako rekonstruktorskich biblii, a raczej swego rodzaju podstawy. Rekonstrukcja ma to do siebie, że wiele rzeczy przynajmniej w przypadku ubrań jest domniemaniami i nikt nie ma monopolu na prawdę. Trzeba się w tym przypadku zdać na logiczne myślenie połączone z wiedzą technologiczną na temat produkcji odzieży w średniowieczu. A takie najłatwiej znaleźć na odpowiednich blogach linki znajdują się po prawej stronie



   Wybrałem tylko kilka rzeczy które udało mi się uszyć. Pisząc tego posta jestem w trakcie kończenia kolejnych ubiorów, które na pewno pojawią się na blogu. Mam nadzieje, że z czasem w moich pracach będzie widać coraz większy postęp. Jak widać skupiłem się na krawiectwie i wszystko wskazuje, że jak na razie przy nim pozostanę.

wtorek, 2 grudnia 2014

Trening w lasku miejskim- trochę rozmyślań.

     I znowu długo nie było żadnego wpisu. Trochę dzieje się w sferze rekonstrukcyjnej, ale jeszcze więcej na uczelni, i zastanawiam się czy nie rozszerzyć zawartości bloga o treści archeologiczne. Zobaczymy jednak co z tego wyjdzie.
    15 listopada udało nam się po raz drugi w tym roku zorganizować trening w lasku miejskim. Pierwszy był prawie równe trzy miesiące wcześniej. Jednak nie mam z niego zdjęć, a z tego pojawiło się kilka zdjęć i uwag odnośnie treningów. 
     W założeniu miał to być jak poprzednio trening walki w grupach. W Chojnicach jest całkiem sporo osób zainteresowanych szeroko pojętym odtwarzaniem średniowiecza, więc liczyłem, że po odpowiednio wczesnym zaplanowaniu wydarzenia uda się zebrać te 8 osób, zwłaszcza, że wymagania minimalne bo ćwiczyliśmy bezpieczną bronią treningową (co w połączeniu z niewielkim doświadczeniem w walce w trudnym terenie okazało się świetnym pomysłem). Za pierwszym razem zadeklarowało się 6 osób i tyle się pojawiło co bardzo mnie ucieszyło. 15 listopada zadeklarowało się 7 osób ostatecznie były 4. Jednak w niczym to nie przeszkodziło i dobrze się bawiliśmy. 
Najpierw walczyliśmy 2 na 2 w różnych kombinacjach ( zazwyczaj broń drzewcowa + tarczownik). Zdjęć ani filmów nie ma bo nie miał kto ich nagrywać. Drugą częścią były walki 1 na 1, które okazały się główną częścią treningu. Stworzyłem z nich krótki humorystyczny materiał

     Karol zaczyna walczyć, ale jak widać na powyższym materiale całkiem mu to wychodzi. Na treningu po raz pierwszy testował swoją przeszywkę, którą uszyliśmy wspólnymi siłami. Jak na pierwszą przeszywkę wykrojoną przeze mnie jestem bardzo zadowolony. Wyszła nieco zbyt krótka i muszę poprawić wszycie rękawów, ale ogólnie jestem zadowolony i myślę, że Karol też. Oprócz przeszywki mieliśmy możliwość wypróbowania nowego nabytku Karola, a mianowicie pawężki z desek produkcji Roberta (który jak zwykle stanął na wysokości zadania :) ). Kupiona okazyjnie bez większego planowania okazała się świetnym nabytkiem. Przejdźmy jednak do sedna wpisu - rozmyślań.
     Zwróciły moją uwagę dwie kwestie. Pierwsza to wolny rozwój. Jeśli chodzi o uzbrojenie używane przez nas to największe zmiany widać u Karola, który od ostatniego treningu nabył przeszywkę i tarczę. Zmiany zaszły także u Łukasza, który zmienił hełm i nabył krótkie pikowane nogawice. U pozostałych brak postępów.  Owszem mogę się tu tłumaczyć. Jednak nie mam zamiaru tego robić i podsumuję to tak: nie jest najlepiej z moim reko rozwojem i mogę mieć tylko nadzieję, że przez zimę znajdę czas na szycie dla siebie. Jednak nie jest to największy problem. Bo nim jest bardzo mała frekwencja! Gdyby pojawili się wszyscy którzy walczą chociaż trochę to było by ponad 10 osób. Niektórzy nie mają się z czego tłumaczyć bo to ważny wyjazd, studia. Jestem jednak zwiedziony, że nie było chociaż tych 6 osób. Pojawia się w tym miejscu pytanie dlaczego była taka niska frekwencja? Forma wydarzenia jest inna niż zazwyczaj. Może jednak, że wciąż zbyt mało interesująca? Sam poszukuję w tym hobby formy wydarzenia, która najbardziej mnie wciągnie, a uczestniczyłem już w wielu rodzajach wydarzeń, od szeregu "turniejów", wielkich inscenizacji jak Grunwald czy Malbork po te mniejsze jak Świeciono, przez kameralne imprezy w gronie samych rekonstruktorów i niestety nie trafiłem jeszcze w coś co zafascynował o by mnie do reszty. Jednak myślę, że jestem całkiem blisko tego co sprawi mi największą frajdę. Bo w końcu o to chodzi w hobby by sprawiało jak największą przyjemność. Prawda? Wracając do frekwencji zwalę całą winę na los mając nadzieję, że taka forma treningów będzie cieszyła się w przyszłości jeszcze większym powodzeniem gdyż będę robił wszystko by tego rodzaju wydarzenie wciąż uatrakcyjniać. Wracając do czerpania zabawy z hobby to jestem zdania, że każdy powinien robić to co lubi, ja lubię mieć wszystko ręcznie uszyte i jak najlepiej odwzorowane. Nie przeszkadza mi to w zabawie z osobami z innym podejściem. Takie też są z założenia treningów w lasku miejskim - mają być walką w naturalnym terenie, odskocznią od treningów w sali, a nie wydarzeniem rekonstrukcyjnym. I jako takie doskonale się sprawdzają. Pierwszy trening na przykład pokazał, że w walkach niewielkich grup strzelcy (np łucznicy) są bardzo groźną bronią.  Na kolejnej wersji chciałbym by było więcej się podchodów i dużo manewrowania by nauczyć się wykorzystania terenu. Podsumowując, niech każdy szuka w swoim hobby tego co sprawia mu największa przyjemność. 

sobota, 21 czerwca 2014

Gęstość materiału - podstawowe informacje.

Dziś trochę najważniejszych informacji o jednym z technicznych aspektów wykonania tkaniny czyli jej gęstości. Nie jest to wiedza niezbędna dla rekonstruktorów, a raczej ciekawostka dla osób bardziej zainteresowanych włókiennictwem. W większości przypadków sprzedawania materiałów jest ona wręcz pomijana, a może pomóc np w przypadku próby ocenienia grubości materiału przed jego kupnem.

Patrząc na gęstość materiału przez pryzmat włókiennictwa jest to ilość nitek osnowy i wątku przypadająca na jeden centymetr kwadratowy materiału. Najpierw podawana jest liczba nitek osnowy następnie liczba nitek wątku. 
Na podstawie gęstości materiału określa się jego gatunek:
- I gatunek  to więcej niż 22 nitki osnowy i więcej niż 15 nitek wątku
- II gatunek do 22 nitek osnowy i 15 nitek wątku
- III gatunek do 15 nitek osnowy i 12 nitek wątku
- IV gatunek do 10 nitek osnowy i 8 nitek wątku

W tym momencie można zauważyć, że nitek osnowy jest więcej niż nitek wątku. Uważam, że wynika to z tego, że nić osnowy jest mocniej skręcona a co za tym idzie cieńsza i mocniejsza ponieważ musiała być lepiej wykonana gdyż przy tkaniu to ona jest cały czas naprężona. Różna ilość nitek osnowy i wątku jest rzeczą charakterystyczną dla tkanin średniowiecznych co udowadniają np analizy materiałów średniowiecznych z Ebląga wydane w książce J. Maika "Sukiennictwo Elbląskie w Średniowieczu". 
Ten wykres świetnie przedstawia tendencję w średniowiecznych włókiennictwie. Podobnie przedstawia się wykres z analizy tkanin ze średniowiecznego Kołobrzegu. Nie ma tu za bardzo co interpretować ponieważ jest on bardzo czytelny. Większość z przedstawionych próbek można by zaklasyfikować do IV i III gatunku czyli tych grubszych. Jeśli chodzi o obecnie produkowane materiały to najczęściej posiadają one równą liczbę nitek w osnowie i wątku co jednak nie odpowiada średniowiecznym standardom. W przypadku tkanin wełnianych może to wynikać ze stosowania domieszek, które mają na celu wzmocnienie przędzy.
Analizy przedstawione na wykresie obejmują głównie fragmenty tkanin więc nie znamy sposobu użytkowania tych materiałów. Jednak znaleziska grenlandzkie z Herjolfsnes wskazują, że właśnie IV i III gatunek materiałów był najczęściej używany na ubrania. Świetnie obrazuje to poniższa tabela z opracowania znalezisk grenalndzkich. Czwarta kolumna dotyczy gęstości tkaniny.

Pierwsze pięć pozycji w tej tabeli opisanych jako "garment" to elementy tunik lub sukni. Wykonanie ubrań z tkanin które można określić jako te III i IV gatunku można uznać za swoisty kanon średniowiecznego włókiennictwa, ciężko stwierdzić dlaczego produkowano je właśnie tak. Dla porównania materiały z okresu rzymskiego to większości tkaniny I i II gatunku. Lepsze gatunki pojawiają się również w średniowieczu, ale głównie są to materiały importowane ( przykład z Elbląga) lub wykonane z jedwabiu.


***
Z perspektywy archeologicznej gęstość materiału jest bardzo ważna cechą ponieważ obok skrętu nici jest rzeczą bardzo łatwa do ustalenia i nie jest do tego potrzebna duża ilość materiału. Poza tym można ją odczytać nie tylko z zachowanych próbek tkanin, ale np z odcisków na ceramice.
Jednak z perspektywy rekonstruktora można to uznać za ciekawostkę. Chyba, że chce się robić  dokładne rekonstrukcje konkretnych zabytków. Poza tym ciężko szukać takich informacji u sprzedawców materiałów, ale może pod wpływem częstych pytań o gęstość materiału zaczną regularnie podawać tą informację obok splotów? Mam nadzieje, że ten skromny wpis pozwoli nieco inaczej spojrzeć na swoje stroje i że nikt nie weźmie też sobie tego bardzo do serca i nie zacznie z linijką weryfikować strojów ;- ) Bo górnej granicy osiągalnych wyników nie znam, ale wiem, że jedwabie najlepszej jakości osiągały ponad 100 nitek w osnowie. 
Fakt zaprezentowania analiz wyrobów wełnianych wynika z tego, że  takie zachowują się dużo lepiej od materiałów z włókien roślinnych.

środa, 11 czerwca 2014

Mała zadyszka, ale jedziemy dalej

Baardzo długo nic nie opublikowałem, ale mam nadzieje, że po sesji uda mi się złapać jakąś systematyczność. Tematów do poruszenia mam całą masę. Pomysłów również wiele, a jak to będzie to jak zwykle czas pokażę. Przez ostatni czas jak mnie tu nie było cały czas coś się tworzyło. W końcu : Non progredi est regredi. Jako rozgrzewka trochę pamiętnikarstwa, a następny post będzie bardziej merytoryczny.

Koszula


 Wyrób z którego jestem ostatnio najbardziej dumny. Koszula z ręcznie tkanego lnu w naturalnym kolorze o splocie jodełkowym. Wąska belka materiału wymusiła dużą ilość sztukowania. Korpus uszyty jest łączni z 4 części, rękawy udało się zrobić z 1 kawałka. Całość oczywiście szyta ręcznie nicią wyprutą z tkaniny. Wszystkie brzegi które tego wymagały starannie obrobione. Wyszła jakieś 10 cm za krótka, ale niestety nie miałem więcej materiału ponieważ kupiłem go w kawałku a nie z metra. Ten typ ubiór jest podstawą dla każdego średniowiecznego stroju. Krój jest bardzo uniwersalny.


Buty - pierwsze podejście

Pierwsza próba wykonania butów na wywrotkę, wyszła całkiem udana, a przynajmniej moja siostra jest zadowolona. Co prawda pierwszy but zupełnie nie wyszedł, ale drugi i trzeci jak widać w miarę się udały.  Wykonane z grubej skóry co początkowo sprawiało problemy, czekają jeszcze na zamontowanie paseczka i sprzączki, ale i bez tego da się je nosić. Mam jeszcze problem z uszczelką i nie umiem utrzymać odpowiedniej formy ponieważ gdy zabrałem się za kolejną parę to but wyszedł na tyle źle, że nie warto go pokazywać. Jestem w połowie kolejnej pary z tym, że będą nieco za kostkę i bez uszczelki. Zobaczymy, czy będą się nadawać by je tu zaprezentować. Przy ich wykonaniu wzorowałem się na butach z drugiej połowy XIV w.

Tunika - powstała w ramach doskonalenia warsztatu
Powstała bardzo przypadkowo a celem jej powstania miało być doskonalenie krawieckich umiejętności. Materiał miał być przeznaczony na zupełnie coś innego, ale był inny niż się spodziewałem. Na szczęście nic się nie zmarnowało i znalazła już ona nowego właściciela. Uszyta maszynowo z wełny tkanej w jodełkę. Wzorowana na znanym i lubianym zabytku z Bocksten. To już piąta uszyta przeze mnie tunika w tym typie,  więc jestem coraz bliżej by osiągnąć wyniki jakich oczekuję. Chętnych do poczytania trochę więcej o zabytkach z Bocksten odsyłam tutaj: http://www.hkm.varberg.se/bockstensmannen/kladerna/