Idąc za ciosem dziś
kolejny post. Tamten wyjątkowo dobrze przyjęty bo doczekał się
komentarza, niestety większość dyskusji odbyła się na zamkniętym
forum, ale przemyślenia były bardzo podobne do moich. Mianowicie
nie tylko ja poszukuje tej pełni radości z hobby. Na forum projektu
Volk padła propozycja wyjazdu do Nykobing jako lekarstwa na moje
rozmyślania. Mam nadzieję, że kiedyś w końcu uda mi się tam
dotrzeć i skonfrontować to miejsce z moimi oczekiwaniami. Nie są
one wygórowane, do szczęścia wystarczy mi szpadel i ogródek do
przekopania. Bo to czego chciałbym spróbować a do tej pory nie
miałem okazji, to odciąć się od teraźniejszości i zając się
problemami życia codziennego jak nieprzekopany ogródek. Co ciekawe
to takie ogrody w średniowiecznych miastach są rzeczą bardzo
popularną, zakładane najczęściej na końcu długiej parceli.
Obsadzone drzewami owocowymi z wytyczonymi grządkami. Ich obecność
można zaobserwować głównie na XVI wiecznej ikonografii
przedstawiającej miasta o pochodzeniu średniowiecznym. Jednak nie
to będzie tematem tego wpisu, lecz rzemiosło. Wciąż będziemy
poruszać się w tematyce około krawieckiej. Od ostatniego wpisu
przedstawiającego moje poczynania minęło już całkiem
sporo czasu, pod tym względem wciąż próbuje się rozwijać.
Projekty z których jestem najbardziej dumny to dwa w pełni ręcznie
szyte ubrania.
Po pierwsze robe.
Wzorowane na kroju tuniki H. 63 z Grenlandii, jednak ze znacznymi
uproszczeniami – brak kołnierzyka i mniejsza liczbą guzików,
których miało być więcej, ale jeszcze się nie zrobiły. Tak to
jest jak się coś robi na chwile i zostaje już na dłużej. Było to
pierwsze moje podejście do tak krojonego ubioru i niestety nie
obeszło się bez błędów. Robe to miało także pełnić funkcję
ubioru na przeszywkę więc w założeniu miało być obszerne i
wyszło obszerne a wręcz zbyt obszerne w klatce piersiowej kosztem
szerokości od pasa w dół co nie daje dobrego efektu rozkloszowania
i w przypadku nieprawidłowego spięcia się paskiem wygląda moim
zdaniem bardzo brzydko. Uszyłem je przed Wielkanocą i nauczyłem
nosić w miarę dobrze więc na zdjęciach z wakacji prezentuje się
całkiem dobrze.
Kolejny element ubioru z
którego jestem bardzo dumny to sukienka Eweliny, wzorowana na
ikonografii z końca XIV wieku, a krój inspirowany męską tuniką z
Bocksten. Była to już piąta sukienka jaką szyłem, ale co
najgorsze jeszcze nie osiągnąłem w pełni tego co zakładałem.
Może brzmi to jak anty reklama ale non progredi est regredi. To co
sprawia, że jestem z niej taki dumny to ręczne szycie, którego jest
w damskich ubraniach całkiem sporo, ale materiał jest świetny i
doskonale się go szyło. PS. Zdjęć lepszych nie mam bo Ewelina
bardzo lubi uciekać przed robieniem jej zdjęć na szczęście
Maciejowi raz na Świecinie się udało.
Tak naprawdę to głupio
było by nie wspomnieć o sukience którą uszliśmy razem z moją
siostrą. Jest to 4 sukienka, którą uszyłem i jestem z niej
całkiem zadowolony. Krój i model zupełnie taki sam jak tej
powyższej. Myślę, ze prezentuje się naprawdę dobrze :)
Korzystając z okazji może kilka słów
o tego rodzaju sukienkach. Są to suknie spodnie zwane w literaturze
przedmiotu cotte simple. Typowy ubiór damski pojawiający się od
połowy XIV wieku. Tego typu ubiory w kobiecej modzie jak sama nazwa
wskazuje są pierwszą warstwą, na którą zakładano suknie
wierzchnie jak surcoty czy cotteradhie. Jednak równie dobrze mogą
być używane jako jedyna suknia. Przedstawione modele nie sa jakieś
bardzo wypasione. Jeśli miałbym połączyć je z jakąś klasą
społeczną to raczej tą średnią jak mieszczaństwo czy
biedniejszy stan szlachecki. Mimo swojej prostoty i kolorów w
których wełna występuje naturalnie to są one modnie dopasowane.
Więc założenie do nich nałęczki i odpowiednia fryzura ( co widać
na zdjęciu powyżej) tworzy z nich już całkiem elegancki komplet.
Do tego np surcot i już jest bardzo elegancko. Po więcej
informacji na temat mody odsyłam do książek.
Crowfoot, E., Pritchard, F., Staniland, K., 2006. Textiles and
Clothing, C.1150-c.1450. Boydell Press.
Gutkowska-Rychlewska, M., 1968. Historia ubiorów. Zakład Narodowy
im. Ossolińskich.
Radził bym nie traktować ich jako
rekonstruktorskich biblii, a raczej swego rodzaju podstawy. Rekonstrukcja ma
to do siebie, że wiele rzeczy przynajmniej w przypadku ubrań jest
domniemaniami i nikt nie ma monopolu na prawdę. Trzeba się w tym
przypadku zdać na logiczne myślenie połączone z wiedzą
technologiczną na temat produkcji odzieży w średniowieczu. A takie
najłatwiej znaleźć na odpowiednich blogach linki znajdują się po prawej stronie
Wybrałem tylko kilka
rzeczy które udało mi się uszyć. Pisząc tego posta jestem w
trakcie kończenia kolejnych ubiorów, które na pewno pojawią się
na blogu. Mam nadzieje, że z czasem w moich pracach będzie widać
coraz większy postęp. Jak widać skupiłem się na krawiectwie i
wszystko wskazuje, że jak na razie przy nim pozostanę.