wtorek, 2 grudnia 2014

Trening w lasku miejskim- trochę rozmyślań.

     I znowu długo nie było żadnego wpisu. Trochę dzieje się w sferze rekonstrukcyjnej, ale jeszcze więcej na uczelni, i zastanawiam się czy nie rozszerzyć zawartości bloga o treści archeologiczne. Zobaczymy jednak co z tego wyjdzie.
    15 listopada udało nam się po raz drugi w tym roku zorganizować trening w lasku miejskim. Pierwszy był prawie równe trzy miesiące wcześniej. Jednak nie mam z niego zdjęć, a z tego pojawiło się kilka zdjęć i uwag odnośnie treningów. 
     W założeniu miał to być jak poprzednio trening walki w grupach. W Chojnicach jest całkiem sporo osób zainteresowanych szeroko pojętym odtwarzaniem średniowiecza, więc liczyłem, że po odpowiednio wczesnym zaplanowaniu wydarzenia uda się zebrać te 8 osób, zwłaszcza, że wymagania minimalne bo ćwiczyliśmy bezpieczną bronią treningową (co w połączeniu z niewielkim doświadczeniem w walce w trudnym terenie okazało się świetnym pomysłem). Za pierwszym razem zadeklarowało się 6 osób i tyle się pojawiło co bardzo mnie ucieszyło. 15 listopada zadeklarowało się 7 osób ostatecznie były 4. Jednak w niczym to nie przeszkodziło i dobrze się bawiliśmy. 
Najpierw walczyliśmy 2 na 2 w różnych kombinacjach ( zazwyczaj broń drzewcowa + tarczownik). Zdjęć ani filmów nie ma bo nie miał kto ich nagrywać. Drugą częścią były walki 1 na 1, które okazały się główną częścią treningu. Stworzyłem z nich krótki humorystyczny materiał

     Karol zaczyna walczyć, ale jak widać na powyższym materiale całkiem mu to wychodzi. Na treningu po raz pierwszy testował swoją przeszywkę, którą uszyliśmy wspólnymi siłami. Jak na pierwszą przeszywkę wykrojoną przeze mnie jestem bardzo zadowolony. Wyszła nieco zbyt krótka i muszę poprawić wszycie rękawów, ale ogólnie jestem zadowolony i myślę, że Karol też. Oprócz przeszywki mieliśmy możliwość wypróbowania nowego nabytku Karola, a mianowicie pawężki z desek produkcji Roberta (który jak zwykle stanął na wysokości zadania :) ). Kupiona okazyjnie bez większego planowania okazała się świetnym nabytkiem. Przejdźmy jednak do sedna wpisu - rozmyślań.
     Zwróciły moją uwagę dwie kwestie. Pierwsza to wolny rozwój. Jeśli chodzi o uzbrojenie używane przez nas to największe zmiany widać u Karola, który od ostatniego treningu nabył przeszywkę i tarczę. Zmiany zaszły także u Łukasza, który zmienił hełm i nabył krótkie pikowane nogawice. U pozostałych brak postępów.  Owszem mogę się tu tłumaczyć. Jednak nie mam zamiaru tego robić i podsumuję to tak: nie jest najlepiej z moim reko rozwojem i mogę mieć tylko nadzieję, że przez zimę znajdę czas na szycie dla siebie. Jednak nie jest to największy problem. Bo nim jest bardzo mała frekwencja! Gdyby pojawili się wszyscy którzy walczą chociaż trochę to było by ponad 10 osób. Niektórzy nie mają się z czego tłumaczyć bo to ważny wyjazd, studia. Jestem jednak zwiedziony, że nie było chociaż tych 6 osób. Pojawia się w tym miejscu pytanie dlaczego była taka niska frekwencja? Forma wydarzenia jest inna niż zazwyczaj. Może jednak, że wciąż zbyt mało interesująca? Sam poszukuję w tym hobby formy wydarzenia, która najbardziej mnie wciągnie, a uczestniczyłem już w wielu rodzajach wydarzeń, od szeregu "turniejów", wielkich inscenizacji jak Grunwald czy Malbork po te mniejsze jak Świeciono, przez kameralne imprezy w gronie samych rekonstruktorów i niestety nie trafiłem jeszcze w coś co zafascynował o by mnie do reszty. Jednak myślę, że jestem całkiem blisko tego co sprawi mi największą frajdę. Bo w końcu o to chodzi w hobby by sprawiało jak największą przyjemność. Prawda? Wracając do frekwencji zwalę całą winę na los mając nadzieję, że taka forma treningów będzie cieszyła się w przyszłości jeszcze większym powodzeniem gdyż będę robił wszystko by tego rodzaju wydarzenie wciąż uatrakcyjniać. Wracając do czerpania zabawy z hobby to jestem zdania, że każdy powinien robić to co lubi, ja lubię mieć wszystko ręcznie uszyte i jak najlepiej odwzorowane. Nie przeszkadza mi to w zabawie z osobami z innym podejściem. Takie też są z założenia treningów w lasku miejskim - mają być walką w naturalnym terenie, odskocznią od treningów w sali, a nie wydarzeniem rekonstrukcyjnym. I jako takie doskonale się sprawdzają. Pierwszy trening na przykład pokazał, że w walkach niewielkich grup strzelcy (np łucznicy) są bardzo groźną bronią.  Na kolejnej wersji chciałbym by było więcej się podchodów i dużo manewrowania by nauczyć się wykorzystania terenu. Podsumowując, niech każdy szuka w swoim hobby tego co sprawia mu największa przyjemność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz